Powered By Blogger

niedziela, 28 czerwca 2015

Mydlane Krewetki


Witam

Nie było mnie tutaj od tygodnia ale nie samym blogiem człowiek żyje.Ostatnio obiecałem że opisze Wam pub z Walii w którym pracowałem więc do dzieła .

              Pub znajdował się w malowniczo położonej wiosce z małym portem, klifami oraz piękną plażą. W tej maleńkiej miejscowości nie licząc małej restauracji jedynym miejscem w którym można było zatrzymać się na posiłek zaczynając od śniadania i na kolacji kończąc był tylko pub . Dania serwowane były cały dzień z godzinną przerwą na uzupełnienie braków przed serwisem kolacyjnym .W pubie pracowało około 25 osób ale biorąc pod uwagę ilość gości to przydałoby się kilka dodatkowych osób . Liczba gości w sezonie letnim to średnio 600 osób dziennie. Polityka kuchni była tak bezsensowna ze śmiech mnie ogarniał na to co się tam działo. Najlepsze w całej zabawie było to w jak poważny sposób podchodziły do wszystkiego osoby zatrudnione w tym miejscu. Większość z tych osób to miejscowi którzy mieli marne szanse na znalezienie czegoś innego w tej okolicy wiec trzymali się tego pubu tak bardzo że podejrzewam iż nawet za 10 lat personel w tym miejscu się nie zmieni.

Największym nieporozumieniem tego pubu była kuchnia . Na jej czele stał szef kuchni i manager kuchni, dokładnie manager kuchni (po co , tego sam nie wiem) Kuchnia była podzielona na dwie główne sekcje, pierwsza to specjały kuchni ( tak to sobie nazwali hihihi) a druga to cała reszta smażona w głębokim oleju lub podgrzewana w mikrofali. W karcie dań widniały potrawy o których kuchnia nie miała pojęcia. Tajskie curry przygotowywane było według przepisu dziewczyny z Tajlandii która kiedyś tam pracowała ale której nikt nigdy nie wiedział. Przepis wisiał na tablicy obok kilku innych. Prawda jest taka że zapewne ktoś kiedyś coś im pokazał ale do końca nie wiedział jak to zrobić więc cała kuchnia spędziła dzień na pisaniu przepisu który nazwali tajskim curry ale z kuchnia tajska nie miało to nic wspólnego. Kilka lat temu pracowałem w tajskiej restauracji więc doskonale wiem jak kuchnia tajska wygląda , wraz ze mną pracowały 4 dziewczyny z Tajlandii więc miałem porównanie. Samo przygotowanie tej potrawy wyglądało bardzo zabawnie. Kurczak był gotowany w mleku kokosowym nad małym ogniem, bardzo wolno aby nie doprowadzić do wrzenia. Wszystko dokładnie zaplanowane aby nie dopuścić do rozwarstwienia sosu. No może i bym się z tym zgodził ale po skończeniu produkcji curry całość wędrowała do wystudzenia a następnie jak wszystko w tym miejscu było pakowane próżniowo i zamrażane . Kolejnym krokiem było odmrażanie kilku porcji , później podgrzewanie w mikrofali gdzie sos się rozwarstwiał i wszystko wyglądało jak gówno.......rzadkie gówno.

Podobnie dania gulaszowe oraz lasagne . Wszystkie potrawy były gotowane ,chłodzone, pakowane i zamrażane . Po dwóch lub trzech dniach rozmrażane i odgrzewane w mikrofali. Najśmieszniejsze było to że ryby które przychodziły świeże też trafiały do zamrażarki aby po dwóch dniach je rozmrozić. Głupota tego miejsca przebijała wszystkie w których pracowałem. Kuchnia była miejscem bardzo małym i wiecznie jeden wpadał na drugiego , w porze obiadowej i kolacyjnej na podłodze lądowało dosłownie wszystko co nie trafiło do kubła na śmieci lub talerz . W pomieszczeniu kuchennym zamontowana była mała umywalka do mycia rak nad która przyklejono naklejkę informująca nas o tym że dla zachowania higieny żywności umywalka ta służy tylko do mycia rak. Taaa to brzmiało dumnie szczególnie w sytuacjach kiedy szef kuchni rozmrażał w tej umywalce krewetki i mył ręce nad nimi. Krewetki te trafiały do kanapek czyli nie podlegały żadnej obróbce cieplnej itp -Smacznego! Manager kuchni która nie miała pojęcia o gotowaniu. Kręciła się po kuchni i dupę zawracała . Dogadać też się z nią nie można było bo głucha była na jedno ucho i śmigała po kuchni z aparatem słuchowym który chyba nie działał. Stara baba bez jakiejkolwiek wiedzy kulinarnej. Kręciła się i zbierała resztki z podłogi a następnie nakładała desery na talerze nie myjąc rąk. Jej syn i córka również pracowali w tym miejscu,syn jako kucharz a córka jako barmanka. Syn kucharz milion razy próbował sos bolognese i co któryś raz wolał matkę bez smaku aby zatwierdziła to co on starał się zrobić od kilku godzin. Oczywiście bez efektu ponieważ kubków smakowych w tej rodzinie nie stwierdzono więc wszystko było mdłe i bez wyraźnego smaku. Jak to w tego typu miejscach bywa próbowali wszystko jedną łychą oblizując ją i wkładając ponownie do sosu . Pomimo tych wszystkich absurdów i całego braku higieny w miejscu tym obowiązywał zakaz jedzenia przez kucharzy w kuchni (pomijając próbowanie gotowanych potraw) ale trzymanie na zmywaku lub w zakurzonym pomieszczeniu z brudnymi beczkami misek z ugotowanymi warzywami i sałatkami było ok.

I tak mógłbym mnożyć przykłady bez końca. To miejsce stawiam na szczycie kulinarnych nieporozumień. Dobra rada dla wszystkich wybierających się na wycieczki objazdowe, proszę Was sprawdźcie dane miejsce wcześniej w internecie . Istnieje wiele stron internetowych specjalnie przygotowanych dla takich potrzeb. Wyżej opisany lokal wśród internautów nie cieszy się dobra opinią ,ludzie narzekają na jedzenie i bardzo wysokie ceny. Wiec pomyślmy dwa razy zanim się zdecydujemy na posiłek w takim miejscu bo czasem korzystniej dla nas będzie zabrać coś co przygotujemy w domu niż żałować  wydanych pieniędzy w miejscu które nie spełniło naszych oczekiwań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz